sobota, 22 czerwca 2013

Cierp ciało jak żeś chciało, czyli byłam na weselu

W zeszły weekend byłam na weselu. Piękna uroczystość, mój kuzyn i jego przeurocza małżonka świetnie się spisali jako para młoda. Oczywiście nie mogłam odłożyć na bok mojego zboczenia zawodowego, więc pieczołowicie przyglądałam się strojom weselników. Obserwacja była tym ciekawsza, że byłam poza terytorium Polski.

Jakie wnioski? Goście weselni ubrani różnie. Mężczyźni w garniturach i krawatach, kobiety w odświętnych, ale nie tandetnych sukienkach. Nie widziałam też za wiele fryzur opartych na tonie lakieru na włosach, co często spotykane jest na polskich weselach - co odebrałam jako plus. Panie stawiały na naturalny włos :)

Cała bańka elegancji niestety pękła po ok. dwóch godzinach od pierwszych tańców. Panie zrzuciły szpilki i pomykały po sali tanecznej na boso. Panowie zaś zdjęli marynarki i mym oczom ukazały się koszule z krótkim rękawem! 

Po kolei. Nie mam nic przeciwko tańcom na bosaka. W odpowiednich okolicznościach. Niekoniecznie na weselu. Rozumiem, że szpilki męczą - co więc zrobić? Polecam obuwie zmienne lub wybór odpowiednio wygodnych od samego początku.

Mężczyźni, po pierwsze, pod garnitur powinni wybrać koszulę z długim rękawem. Krótki rękaw zostawiamy na niezobowiązujące imprezy weekendowe. Po drugie - nieeleganckie jest ściąganie marynarki na imprezach. Prawdziwy mężczyzna ma na sobie pełny garnitur od początku do końca imprezy ;)

Tak, wiem, że jest gorąco. Tak, wiem, że niewygodnie. Zasady elegancji są jednak bezlitosne. I cieszą moje oko. Przyjemnie jest w godzinach późnych imprezy patrzeć na mężczyznę, który wygląda nadal schludnie oraz na kobietę, która nie powłóczy brudnymi stopami po lśniącym parkiecie...

ps. Obuwie własne kupowałam, gdy na dworze temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni. Pzezornie zdecydowałam się na czółenka. Tak bardzo mi się podobały, że postanowiłam iść w nich pomimo stopni trzydziestu, chociaż stopy wołały o sandałki. Buty zmieniłam po północy.