poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Jak bardzo istotny jest wynik analizy kolorystycznej?

Po sobotnim spotkaniu z kolorami klientka powiedziała: czuję się trochę jak po przeszczepie, który mój organizm odrzuca. Co miała na myśli?

Analiza kolorystyczna pokazuje zupełnie nowe dla Ciebie kolory - widzisz to w lustrze i się dziwisz: ja w takim kolorze? Kolory niestety (bądź stety) wyglądają super :) Czas na zmiany, idzie nowe. Czasem jednak nie chcemy tego przyjąć :)

Pamiętam jak po pierwszym szkoleniu z analizy kolorystycznej trawiłam porady prowadzącej dotyczące mojego klimatu kolorystycznego. Kolory wcale mi się nie podobały, byłam wręcz wściekła na to, co było mi powiedziane i co zobaczyłam. Z czasem jednak przekonałam się do nowych kolorów - zobaczyłam w praktyce, że są one dla mnie korzystne, nawet jeżeli subiektywnie mi się nie podobały.

Jeżeli masz jakiś ulubiony kolor, bez którego nie możesz żyć, a nie ma go w Twojej palecie, na pewno jesteś rozczarowana. Nie oznacza to jednak, że już nigdy więcej nie możesz nosić tego koloru - potrzebujesz trochę kreatywności :) Poniżej dwie przekorne porady, czyli jak złamać zasady, których uczy analiza kolorystyczna:

  1. Noś ulubiony kolor z dala od twarzy - nie ma on wtedy bezpośredniego wpływu na Twoją twarz. Wybierz więc: spodnie, buty, torebkę zamiast golfa w ulubionym kolorze.
  2. Czym więcej skóry pokazujesz, tym mniej istotny jest kolor. Dotyczy to głównie bluzek/ sukienek bez ramiączek, z odkrytymi ramionami. Odkryta skóra "osłabia" działanie mniej korzystnego koloru.


Powodzenia!


3 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że to wynika z przyzwyczajeń. Za dużo nowości na raz może spowodować lawinę błędów wynikających z niedoświadczenia. W moim przypadku na pewno skuteczna będzie metoda małych kroczków:) ... pacjent będzie żył!;)

    OdpowiedzUsuń
  2. to dobra wiadomość ;) proszę pozdrowić ode mnie Majorkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda jest taka, że na początku to budzi sprzeciw, ale potem czujemy się tak, jak nigdy dotąd. Kolory nagle zaczynają pasować, a my wyglądamy zjawiskowo i w końcu nas widać. Jesteśmy "jakieś". Wiem, co mówię:)

    OdpowiedzUsuń